Dziennik Ubezpieczeniowy

Dziennik Ubezpieczeniowy >> Szukaj 

 

Archiwum :: O Dzienniku :: Prenumerata 

 Szukaj

 

 

Artykuł: <<< 2012-07-23 >>>

 

Felietonik

 

Nawigacja

2012-07-24  

|<<

   

 >>|

2012-07-23  

|<< 

<<<

>>>

 >>|

2012-07-20  

|<<

     

 

Data publikacji: 2012-07-23

Dz.U. nr: 3041

Dziady część II lub Nie ma mocnych. Epopeja odszkodowawcza.

(PIDiPO, TUW TUW, UFG)

Okazuje się, że niełatwo znaleźć na rynku pewniejszą inwestycję niż "lokata" u opieszałego płatnika odszkodowania z OC komunikacyjnego. Przeciętny bank z czołówki rankingu może dać 6-9% na lokacie, a ubezpieczyciel w "planie systematycznego odwlekania" aż 13% w skali roku - bo tyle wynoszą odsetki ustawowe. - Bartłomiej Krupa, prezes Polskiej Izby Doradców i Pośredników Odszkodowawczych

 

Doradztwo odszkodowawcze okazuje się być nieprzebranym źródłem inspiracji nie tylko dla drobnych form literackich. Zachęcony debiutem, postanowiłem dalej próbować swoich sił. Jako że najciekawsze historie pisze życie, gotów byłem poszukiwać w aktach spraw historii do sfabularyzowania, niemniej jednak historia znalazła mnie sama - negatywny spór kompetencyjny pomiędzy TUW TUW a UFG opisywany przeze mnie nie tak dawno znalazł swój dalszy ciąg (zobacz: Pogarda dla prawa lub brak kompetencji. Tragikomedia w V aktach) TUW TUW, który od miesięcy odsyłał sobie akta z UFG, nie uląkł się ministerialnych okólników i zgodnie z dotychczasową tradycją zwrócił je ponownie do Funduszu.

Ubezpieczyciel w "planie systematycznego odwlekania" może dać poszkodowanemu 13% w skali roku.

TUW TUW kontra UFG

Nie wydało mi się to już nawet śmieszne ani warte komentarza - postanowiłem po prostu upublicznić stanowisko ubezpieczyciela, aby każdy ocenił je sam, co niniejszym czynię. Po chwili namysłu postanowiłem jednak pójść za ciosem i zgodnie z wzorcami bestsellerów przygotować trylogię. Własne tytuły mogą być czasem zbyt prowokujące, więc postanowiłem zapożyczyć je z dzieł, które już osiągnęły sukces. Na myśl przychodziły "Dwie wieże", ale skojarzenia są zbyt pejoratywne, skłoniłem się więc w kierunku "Dziadów" i nie to, żebym komukolwiek zarzucał dziadostwo, a byłoby to raczej odprawianie guseł i rytuałów nad poszkodowanym, który nie dotknął pieniędzy ni razu. Równie dobre wydały mi się wzorce filmowe, bo widać, że bohaterowie jakkolwiek się spierają, to w jakże zabawny sposób, kiedy wróg jest już taki swój, na własnej krwi wyhodowany.

Niestety tytuł to jeszcze nie utwór - przyszło mi więc zastanowić się, jak rozwinąć wątek już niemal wyczerpany, aby nie wchodzić w obszar nie tak bliskiego mi prawa wodnego i nie lać wody. Z inspiracją przyszła ponownie klasyka i parafrazując Hamleta, postanowiłem rozprawić się z bolączką: pozywać czy nie pozywać, oto jest pytanie?

Pozywać czy nie pozywać?

Sytuacja prawna poszkodowanego pasażera, nieprzewożonego z grzeczności, ani nie będącego współwłaścicielami pojazdu, wydaje się być najprostszą z możliwych. W przypadku zderzenia z innym pojazdem płatność jest pewnikiem. Obaj kierujący odpowiadają solidarnie na zasadzie ryzyka, a jednoczesna egzoneracja obu, ze względu na powstanie szkody na skutek działania siły wyższej, należy do najrzadszych rzadkości. Podobnie jest zresztą z wyłączeniem odpowiedzialności ze względu na powstanie szkody wyłącznie z winy osoby trzeciej - wystarczy, że osoba ta oddali się i nie zostanie ustalona, a już nie sposób udowodnić możliwości ponoszenia przez nią winy i egzoneracja upada. Skoro sprawy powyższego typu są takie proste, to zapewne poszkodowany, który chciałby mieć pełnomocnika na koszt zakładu ubezpieczeń, musi się liczyć z tym, że usłyszy, iż nie był to koszt niezbędny. Tak więc jego roszczenia mogą zostać oddalone i to nawet nie automatycznie, tylko być może po szerszej analizie sytuacji.

Szkoda tylko ubezpieczycieli, którzy muszą dodatkowo płacić.

Poszkodowany zniechęcony wizją odsyłania od Annasza do Kajfasza (czy jak wolą inni w tę i nazad) może jednak i tak wynająć profesjonalnego pełnomocnika wskazując, że skoro w najprostszej pod kątem odpowiedzialności szkodzie, dwa profesjonalne podmioty nie są w stanie ustalić kto ma płacić, to skąd on biedny ma to wiedzieć.

Gdy pojawia się pełnomocnik

Kiedy w takim dramacie pojawia się pełnomocnik, staje przed nie lada zagwozdką - jak najlepiej chronić interes poszkodowanego? Nie-prawnik, bo i on może być doradcą odszkodowawczym, ma w analizowanej sytuacji szerokie pole do popisu - najogólniej mówiąc jest to okazja do "powieściopisarstwa" o nieliczeniu się z poszkodowanymi, o tym, że hasła na stronach internetowych podmiotów uczestniczących w likwidacji szkody nijak mają się do rzeczywistości itd., itp. Prawnik nazwie sytuację negatywnym sporem kompetencyjnym, ale przez to nie okaże się skuteczniejszy, gdyż w odróżnieniu od np. postępowania administracyjnego, w likwidacji szkody uznanie się za niewłaściwy przez jeden podmiot, nie zakazuje drugiemu tego samego.

Wobec niemożliwości polubownego rozwiązania, pozostaje niezwłocznie wytoczyć pozew o zapłatę do dowolnie wybranego z dłużników solidarnych. Wydaje się, że jest to jedyne rozsądne wyjście, skoro kancelaria ma doprowadzić do uzyskania, środkami zgodnymi z prawem, możliwie najwyższego odszkodowania i to możliwie najszybciej.

Spór dwu poważnych instytucji jest dobrym uzasadnieniem konieczności zatrudnienia pełnomocnika.

Ważne, aby myśleć perspektywicznie

Doradca jednak, jak wynika z nazwy jego profesji, nie powinien ograniczać się do pośrednictwa, ale również doradzać, co będzie najkorzystniejsze dla interesów majątkowych jego mocodawcy Okazuje się, że niełatwo znaleźć na rynku pewniejszą inwestycję niż "lokata" u opieszałego płatnika odszkodowania z OC komunikacyjnego. Przeciętny bank z czołówki rankingu może dać 6-9% na lokacie, a ubezpieczyciel w "planie systematycznego odwlekania" aż 13% w skali roku - bo tyle wynoszą odsetki ustawowe. Doradca odszkodowawczy zadając sobie, a właściwie poszkodowanemu pytanie - pozywać czy nie pozywać - powinien kierować się nie tylko szybkim zyskiem (tak klienta, jak i w konsekwencji swoim), ale patrzeć perspektywicznie. Ponadto, jeżeli po pierwszym akcie dramatu pełnomocnik skierowałby sprawę do procesu sądowego, wszystko wydałoby się tak oczywiste, że za jego usługę klient musiałby zapłacić sam. Tymczasem udział w udowadnianiu przez dwie poważne instytucje, że "moja racja jest mojsza niż twojsza" i argumentowanie, która z nich jest "najmojsza" powoduje, że klient obok odsetek ustawowych może liczyć na zwrot kosztów pełnomocnika. Jak jednak na zwrocie ma zarobić kancelaria, skoro zwrot należy się nie jej, a jej klientowi? Czy miałaby pobrać swoistą metaprowizję, czyli prowizję od uzyskania zwrotu prowizji i ostatecznie do poszkodowanego i tak trafi mniej niż powinno? Oczywiście nie - wystarczy o wynagrodzenie przedprocesowe walczyć w procesie, wtedy koszty pełnomocnika procesowego będą zwrócone przez stronę, którą sąd zobowiąże jednocześnie do zapłaty kosztów przedprocesowych.

I tak wilk (a więc kancelaria odszkodowawcza) będzie syty i owca (a więc poszkodowany, któremu ta zwyczajowo podobno zabiera część odszkodowania) będzie cała. Szkoda tylko ubezpieczycieli, którzy muszą dodatkowo płacić. A może niekoniecznie? No to kto za to płaci? "Pan płaci, pani płaci, my płacimy... to są nasze pieniądze proszę państwa".

Bartłomiej Krupa

Prezes Zarządu Polskiej Izby Doradców i Pośredników Odszkodowawczych

 

Linki:  

Zobacz też:

Pogarda dla prawa lub brak kompetencji. Tragikomedia w V aktach

 

Zobacz firmy: PIDiPO, TUW TUW, UFG

 

Komentuj Prześlij  Drukuj

Artykuł: <<< 2012-07-23 >>>

 

 

 

Profesjonalnie o ubezpieczeniach..

Miesięcznik Ubezpieczeniowy

 

 
 Strona przygotowana przez Ogma Sp. z o.o.