Smutny koniec Universalu

Dawid TokarzDawid Tokarz
opublikowano: 2012-11-20 00:00

Wierzyciele „cesarza spekulacji” odzyskali mniej niż połowę utopionych w nim pieniędzy. Akcjonariusze – nic

Jeśli spółkę, jak mężczyznę, poznaje się po tym, jak kończy, to Universal nie ma się czym pochwalić. W najbliższych dniach syndyk firmy, notowanej w latach 90. na GPW, wypłaci wierzycielom ostatnie 5,67 mln zł i zamknie działalność. Będzie to oznaczać, że wierzyciele, wśród których są m.in. Bank Pekao, Jelfa czy fundusz zarządzany przez BPH TFI (przejął wierzytelność od Banku BGŻ) odzyskają łącznie zaledwie 66 mln zł ze 158 mln zł, jakie był im winny Universal. W jeszcze gorszej sytuacji są akcjonariusze spółki nazywanej w latach 90. „cesarzem spekulacji” (patrz ramka). Nie dostaną ani grosza.

Parada bankrutów

Universal upadł w 2003 r. i od tamtego czasu syndyk to, co uzyskał ze sprzedaży majątku, dzielił między wierzycieli pięć razy. Udało się uzbierać ponad 60,3 mln zł — głównie ze sprzedaży nieruchomości położonej w Warszawie przy ul. Grzybowskiej i pieniędzy odzyskanych od spółki córki Norblin, także upadłej.

Zapewne byłoby tego więcej, gdyby nie to, że na koszty prawie dziesięcioletniego postępowania upadłościowego poszło ponad 16 mln zł (samo wynagrodzenie dwóch kolejnych syndyków to 1,55 mln zł). Upadłość przewlekała się z powodu wieloletniej batalii o należący niegdyś do Universalu warszawski biurowiec, jeden z najbardziej znanych i świetnie zlokalizowany.

25 marca 1999 r. Universal za 60 mln zł sprzedał go krakowskiej spółce Code, a ta tego samego dnia — już za 84 mln zł — też krakowskiemu Metro-Projektowi. Obie spółki sfinansowały zakup pożyczkami od PZU Życie, któremu szefował wtedy Grzegorz Wieczerzak. Później wszystkie trzy firmy zbankrutowały. Metro-Projekt w listopadzie 2002 r., Code — w marcu 2003 r., a Universal — w maju 2003 r.

Ugoda syndyków

Zarząd nad biurowcem przejął syndyk Metro-Projektu, ale przez lata nie mógł go sprzedać. Powód? W październiku 2004 r. sąd okręgowy unieważnił umowę z marca 1999 r. między Universalem a Code, stwierdzając, że budynek mógł być sprzedany jedynie za zgodą WZA. Po kilku kolejnych sądowych zwrotach akcji werdykt ten potwierdził ostatecznie w lipcu 2010 r. sąd apelacyjny. Na tej podstawie syndyk Universalu chciał przejąć biurowiec od kolegi po fachu z Metro-Projektu, ale przegrał sprawę sądową w pierwszej instancji.

Ostatecznie obaj syndycy podpisali ugodę, na mocy której biurowiec pozostał w Metro-Projekcie, a do masy upadłości Universalu trafiło prawie 5,8 mln zł. To z tych pieniędzy pochodzi 5,67 mln zł, które mają być podzielone między wierzycieli. A akcjonariusze? Mogli liczyć na cokolwiek tylko w sytuacji, gdyby udało się całkowicie zaspokoić wierzycieli bankruta. Ale się nie udało.

Burzliwe losy cesarza

Universal w czasach PRL był centralą handlu zagranicznego, mającą monopol na handel zagraniczny m.in. towarami AGD. W 1992 r. został sprywatyzowany i trafił na GPW. Dzięki rozproszonemu akcjonariatowi szybko stał się ulubieńcem drobnych inwestorów, zyskując miano ,,cesarza spekulacji". Szeroko zakrojone inwestycje (Universal był m.in. akcjonariuszem Polsatu i Unimilu) sprawiły, że w szczytowym momencie w 1994 r. jego akcje kosztowały 67 zł (przy 1,05 zł w dniu debiutu). Później było już tylko gorzej. W 1999 r. KPWiG (obecnie KNF) wyrzuciła Universal z giełdy za naruszanie obowiązków informacyjnych, a w 2003 r. sąd ogłosił jego upadłość. Od 1985 r. Universalem kierował Dariusz Przywieczerski, biznesmen notowany na początku lat 90. na listach 100 najbogatszych Polaków. W 2005 r. sąd skazał go na 3,5 roku więzienia za udział w aferze FOZZ. Do więzienia jednak nie trafił, bo uciekł za granicę. Do dziś figuruje na liście osób poszukiwanych przez polską policję.