Przeciąganie Aliora

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2012-10-03 00:00

Po sprzedaży menedżerowie mieli zostać milionerami, więc w walce o bonusy prą na giełdę. Właściciel woli szybką transakcję z funduszem

Niższe niż rynkowe wynagrodzenie, agresywny system premiowy uzależniony od wyników i obfity pakiet opcji na akcje, którą pozwoli na duży bonus, jeśli cena, która uzyska właściciel przy sprzedaży, będzie odpowiednio wysoka — na taki system wynagrodzeń zgodziło się kilkudziesięciu menedżerów Alior Banku. Przystępując do budowy banku zgodzili się na stosunkowo skromne uposażenie (prezes zarabia 10 tys. EUR miesięcznie) i zrezygnowali z wszelkich apanaży w rodzaju samochodów służbowych, kart kredytowych, wystawnych biur.

Według niepotwierdzonych informacji, przy wycenie rzędu 1 mld EUR grupa 40 osób dostałaby do podziału kilkadziesiąt milionów złotych. Ale o tej wycenie autorstwa doradców inwestycyjnych banku można zapomnieć. Według naszych informacji, fundusze private equity, które przystąpiły do przetargu, gotowe są zapłacić 600-700 mln EUR. Nic dziwnego, że z banku płyną sygnały, że część najwyższej kadry jest już zmęczona kilkuletnią pracą przy start- upie budowanym w tak trudnych czasach i marzy o zainkasowaniu gotówki.

— Każdy z oferentów na pewno przygotował złotą klatkę dla Wojciecha Sobieraja i zespołu, żeby zatrzymać ich w banku — mówi przedstawiciel jednego z funduszy inwestycyjnych. Ale niższa kadra już się wykrusza — według naszych informacji, kilkunastu menedżerów przeszło do PKO BP. Inni też już się rozglądają po rynku.

Nie wszystko złoto

Najważniejsi menedżerowie chcą ugrać więcej i prą do IPO, licząc na wyższą wycenę. Dlaczego inwestorzy giełdowi mieliby zapłacić więcej niż fundusze?

— Alior znakomicie się prezentuje, ma świetną kadrę, wizerunek, dużą dynamikę wzrostu i optymistyczne prognozy, a giełda kupuje przyszłość. Tak naprawdę nie jest aż tak różowo. Poza tym fundusze nie muszą ostro licytować, bo zdają sobie sprawę, że to one rozdają karty — mówi osoba zbliżona do transakcji.

Blask Aliora nieco blednie, gdy się przyjrzy wynikowi dokładnie.

— Spora część zysku pochodzi z bancassurance, który jest rozliczany na zasadzie up-front (prowizja wypłacana z góry za cały, czasem kilkuletni kontrakt). Taka praktyka nie podoba się nadzorowi. Poza tym rodzi się pytanie, jak długo Alior jest w stanie dużo sprzedawać takich produktów — mówi osoba dobrze znająca bank. Do wprowadzenia banku na giełdę nie jest natomiast przekonany właściciel. Co do zasady przez giełdę trudno wyjść z kontrolnego pakietu w jednym ruchu, a tylko to interesuje grupę Carlo Tassara, która musi spłacić zadłużenie. Trudne, o ile w ogóle możliwe, byłoby też przeprowadzanie tak dużej oferty publicznej — największe tegoroczne IPO w Europie miało wartość niespełna 160 mln EUR.

Fundusz ma asa w rękawie

Windowaniu ceny nie sprzyja też ograniczona konkurencja oferentów. Bo choć, tak jak napisaliśmy kilka tygodni temu, ofertę złożyły fundusze: Blackstone, CVC, Warburg Pincus i Apax wspólnie z PZU, to przetarg ma zdecydowanego faworyta. Wygra go nie ten, kto położy na stole najwięcej pieniędzy, ale ten, kto dostanie zgodę Komisji Nadzoru Finansowego (KNF) na przejęcie. A o tym może marzyć jedynie Apax z PZU, bo nadzór niechętnie widzi fundusze private equity w roli inwestora finansowego w banku, nie tylko w Aliorze.

— Zupełnie niezrozumiała jest publiczna deklaracja nadzoru, który wyciął całą kategorię inwestorów, wrzucając wszystkich do jednego worka z napisem „private equity”. Tymczasem fundusz funduszowi nierówny — mówi przedstawiciel sektora bankowego.

Nadzór chce znać adres

Doświadczenia KNF z tego rodzaju kapitałem są różne. Z jednej strony jest Innova Capital, która kupiła kilka lat temu Meritum Bank i później przez długo trzymała w stanie uśpienia, bo wyczerpała limit pieniędzy na tę inwestycję. Dopiero późniejsze wejście dwóch nowych inwestorów tchnęło w biznes nowe życie. Z drugiej jest Abris Capital, który do spółki z IDMSA nabył WestLB (obecnie Polski Bank Przedsiębiorczości) i gdy partnerowi w biznesie grunt zaczął palić się pod nogami, przejął od niego udziały i został jedynym właścicielem.

— Problem nadzoru z funduszami polega na tym, że chce, by w każdej chwili mógł sięgnąć po telefon, żeby skontaktować się z właścicielem i najlepiej, żeby był on w Polsce. Fundusze z zagranicznymi siedzibami nie pasują do tego modelu — mówi jeden z naszych rozmówców.

Złośliwi dodają, że Wojciech Kwaśniak, wiceszef nadzoru, odpowiedzialny za banki, chce znać adres, na który mógłby adresować korespondencję, intensywnie rozwijaną z branżą od pierwszych dni urzędowania, sztorcującą i doprowadzającą do pionu zarządzających.

Bank dojdzie do ściany

Fundusze, znając nastawienie komisji, jeszcze przed złożeniem ofert szukały, jak wynika z naszych informacji, partnerów na polskim rynku, którzy uwiarygodniliby ich w oczach KNF. Emisariusze byli u Leszka Czarneckiego i PZU. Miliarder do przetargu nie przystąpił ani na własną rękę, ani w konsorcjum. Ubezpieczyciel złożył natomiast ofertę z Apaksem, który jako pierwszy zgłosił się z propozycją aliansu. W PZU, jak wynika z nieoficjalnych informacji, były również wszystkie inne fundusze, ale zadziałała zasada kto późno przychodzi, sam sobie szkodzi.

— Rozmowy z Apaxem były już zaawansowane — mówi osoba zbliżona do PZU.

Z naszych informacji wynika, że ubezpieczyciel nie jest skłonny, czemu od początku dawał wyraz, wchodzić kapitałowo do Aliora, natomiast gotów jest dać finansowanie pod przejęcie. Transakcja mogłaby wyglądać w taki sposób, że konsorcjanci zawiązują spółkę, która emituje dług i kupuje za pozyskane pieniądze Aliora. Czy nadzór zgodzi się na taki wehikuł finansowy? Nie wiadomo. Istnieje taka ewentualność, że KNF odprawi wszystkich aliorowych zalotników i nakaże właścicielowi kontynuowanie poszukiwań inwestora branżowego.

— To jest scenariusz stagnacji dla banku, który co prawda nie ma obecnie pilnych potrzeb kapitałowych, jednak w pewnym momencie dojdzie do ściany i nie będzie mógł rozwijać się już w takim tempie jak obecnie — mówi jeden z naszych rozmówców.

W takiej sytuacji znalazł się niedawno Bank Pocztowy, który pracuje na mocno zwolnionych obrotach ze względu na szczupłość kapitałów. Dla właściciela Aliora, grupy Carlo Tassara, oznaczałoby to spadek wartości inwestycji w Polsce. I dalszą zwłokę, tymczasem inwestor pilnie potrzebuje sprzedać bank, żeby spłacić zobowiązania we włoskich bankach.

— Mamy do czynienia z pionierską transakcją na polskim rynku polegającą na sprzedaży banku przez fundusz private equity prawdopodobnie innemu funduszowi private equity. Nadzór ma twardy orzech do zgryzienia — mówi wieloletni menedżer bankowy.

133 mln zł Taki był zysk Aliora w I półroczu 2012. To prawie 3,5 razy więcej niż przed rokiem.